Aktualności

Jesteś tutaj

Aktualności

Pierwsza recenzja „Kibiców”

2017-09-12

Nigdy nie napisałem recenzji ze sztuki teatralnej i ten tekst recenzją też nie będzie. Nie czuję się kompetentny, by oceniać aktorów, reżysera, dramaturga czy scenografa. Mogę tylko powiedzieć o swoich odczuciach - spektakl „Kibice” Michała Buszewicza i Sebastiana Krysiaka wystawiony przez Teatr Żydowski jest po prostu cholernie dobry. 

Jeśli zgodnie z definicją profesora Tatarkiewicza sztuką jest to, co wywołuje emocje, duet reżyser-dramaturg stworzył sztukę prawdziwą. 

To trochę spektakl o Żydach, trochę o kibicach, w największym stopniu o tym, co może te dwie grupy łączyć (zaskakująco wiele), ale oczywiście też o tym, co dzieli. To, co dzieli widzieliśmy w ostatnich dniach, gdy grupy kibicowskie Legii Warszawa jeszcze przed premierą, zanim miały szansę zobaczyć spektakl, wydały oświadczenie stanowczo odcinające się od przedstawienia. Nazwali spektakl „szmirą”, ocenili jego wartość artystyczną jako „wątpliwą”, napisali o „koszernym projekcie”. 

W spektaklu występują profesjonalni aktorzy i amatorzy – kibice Legii. Jeden z nich po naciskach braci po szalu wycofał się z uczestnictwa w przedstawieniu kilkanaście dni przed premierą. Po tym, jak koledzy znaleźli w internecie jego zdjęcia z zespołem podczas wizyty w synagodze. Na dwójkę pozostałych amatorów-kibiców także były naciski, ale oni nie dali się złamać. Zostali i wczoraj świętowali wielki sukces – zagrali przy pełnej sali, kilka razy wychodzili do bijącej brawo publiczności, na scenie dostali kwiaty, a po spektaklu widzowie do nich podchodzili i gratulowali. Prawie jak na trybunach po strzelonym golu. 

Michał z Sebastianem stworzyli formę teatru dokumentalnego. Aktorzy (niektórzy mają żydowskie pochodzenie) spotykali się z kibicami i rozmawiali – o antysemityzmie, kibicowaniu, byciu razem, żydostwie, trybunach, racach, oprawach, Holokauście, strzelonych i straconych golach. Kibice wzięli aktorów na mecze, na Żyletę, aktorzy zaprowadzili kibiców do teatru i synagogi. 

Scenariusz spektaklu jest tak naprawdę zapisem spotkań tych dwóch środowisk. Czego oczywiście grupy kibicowskie Legii Warszawa nie wiedziały - pewnie mogłyby, ale wymagałoby to próby dowiedzenia się czegokolwiek, a łatwiej napisać oświadczenie o „koszernej szmirze”. 

W spektaklu są sceny przezabawne. Jak wtedy, gdy na melodię przyśpiewek kibicowskich aktorzy wykonują pieśni o teatrze, a później śpiewają o Legii na melodie żydowskie i klasyczne. Są sceny prowokujące, jak rozmowa kibica-amatora Tomasza z Jerzym Walczakiem, o tym, co by się stało 20 lat temu, gdyby Jurek przyszedł na stadion w jarmułce i chałacie. Jest wyśmienity monolog Małgorzaty Trybalskiej o golu straconym przez Legię z Sheriffem podczas hymnu. No i pokaz umiejętności piłkarskich Piotra Wiszniowskiego. 

Rafał Stec powiedział wczoraj po premierze: „chyba jeszcze nigdy kultura wysoka, nie wypowiedziała się tak ciepło o kibicach”. I faktycznie jedyne, co można twórcom zarzucić, to miłość neofitów. Wszyscy aktorzy na Żyletę chcieliby wrócić, wszyscy świetnie się na meczach bawili i czuli bezpiecznie. I szkoda, że najwięcej o środowisku kibicowskim mówi to, co się wydarzyło poza sceną: oświadczenie tych, którzy nie widzieli sztuki, zastraszanie amatorów, którzy zdecydowali się w spektaklu zagrać, niestety w jednym przypadku skuteczne. To, że kibice-amatorzy nie wiedzą, czy będą na Legii mile widziani, czy mogą przyjść na następny mecz.

Piotr Żelazny

PS: Możecie mi zarzucić brak obiektywizmu, gdyż jestem wpisany jako konsultant merytoryczny spektaklu. Dzięki temu wiem jedno – to jak Michał, Sebastian i aktorzy przygotowali się do sztuki, jest niesamowicie imponujące. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy kilka miesięcy temu, byli kompletnie zieloni. Nie mieli pojęcia o ruchu kibicowskim. Dziś byli więcej razy na Żylecie niż ja w całym życiu, swobodnie operują pojęciami „ultras”, „chuligan”, „piknik”, czy „kumaty”, i tak naprawdę, to dziś ja musiałbym ich prosić o konsultację merytoryczną.

<<ŹRÓDŁO>>