News
You are here
News
„Zwolnij! Jesteś zbyt ważna…” - recenzja "Rehab. Wszystkie bitwy Amy Winehouse"
„Zwolnij! Jesteś zbyt ważna…”
Urodzona cztery dekady temu brytyjska piosenkarka Amy Winehouse dorastała w Southgate, północnej dzielnicy Londynu. Wywodziła się z rodziny żydowskiej, a jej przodkowie byli rosyjskimi i polskimi emigrantami. Przyszła gwiazda uczęszczała do Ashmole School, a przez pewien czas również do niedzielnej szkółki żydowskiej. W jednym z wywiadów stwierdziła, że tak nienawidziła chederu, iż uprosiła ojca, aby ją z niej wypisał, w rezultacie czego jej wiedza o judaizmie była śladowa. Jednocześnie w tym samym wywiadzie przyznała, że bywała w synagodze raz do roku w czasie święta Jom Kippur, a w innym wspominała o krótko działającej grupie muzycznej „żydowskim odzwierciedleniu zespołu Salt-N-Pepa” o nazwie Sweet’n’Sour, założonej przez nią w wieku dziesięciu lat. Trzeba przyznać również, że Winehouse z pewnością nigdy nie wstydziła się swojej żydowskości, często występowała z dużym medalionem z gwiazdą Dawida i przez pewien czas planowała wyjazd na odwyk do Izraela. Jednakże jej stosunek do żydowskiego pochodzenia nie był ortodoksyjny.
To wystarczyło, by dyrekcja Teatru Żydowskiego w Warszawie zadecydowała o wyprodukowaniu spektaklu muzycznego Rehab. Wszystkie bitwy Amy Winehouse według scenariusza i w reżyserii Karoliny Kirsz – przedstawienia, na które niełatwo jest zdobyć bilety. Na przekór wyobrażeniom niektórych widzów, Rehab zdecydowanie nie jest przedstawieniem odprężającym, gdyż nie zgłębia kolejnych etapów krótkiej kariery muzycznej wybitnej brytyjskiej wokalistki, lecz jest minorową opowieścią o jej ekspresowym zatracaniu się w głębi uzależnień i splocie autodestrukcyjnych reakcji na nie.
„Kieszonkowa” scena przy Senatorskiej 35, otoczona równie niepokaźną widownią, mieści postać Amy spersonifikowaną w swoistym „pentagramie”. W Winehouse wciela się bowiem jednocześnie aż pięć aktorek (Monika Chrząstowska, Adrianna Dorociak, Małgorzata Majewska, Sylwia Najah, Ewa Tucholska), które swą obecnością na wyciągnięcie ręki widzów „porywają” ich w swój, zdałoby się, kameralnie-intymny, acz niezwykle kręty „odjazd”. Winehouse, w odurzeniu osoby uzależnionej, buntuje się przeciwko bliskim: w jednym wcieleniu potrzebuje miłości matki Janis, ojca Mitchella „Mitcha” i przede wszystkim ukochanej babci Cynthi (która, jako była wokalistka kabaretowa, „zaczarowała” małą Amy miłością do jazzu), w drugim odpiera każdą ich próbę skrojenia jej na swą (trzeźwą) modłę z roznoszącą ten obcy dla niej świat siłą destrukcji. Amy zmultiplikowana przez pięć aktorskich wcieleń to tykająca bomba: heroinę miesza z alkoholem, pisze o tym miksie teksty piosenek na swe kolejne płyty, próbuje odwyków, pojawia się na chwilę trzeźwa na scenie, by za moment znów wpaść w wir toksycznego związku z Blakiem Fielderem-Civilem. To on stanie się punktem wyjścia do większości jej utworów, ale brzemieniem dodatkowym będzie gwiazdorskie życie na krawędzi i światowy sukces, jaki Winehouse osiągnęła w krótkim czasie.
Kirsz te odczucia gwiazdy wychwytuje pierwszorzędnie, szczególnie wówczas, kiedy aktorki niedostrzegalnie przechodzą z akcji w śpiew, fenomenalnie brzmiący, z wykonywaną na żywo muzyką i w aranżacjach Jacka Mazurkiewicza. Frank, Rehab czy Back to Black Winehouse znów brzmią nadzwyczajnie przenikliwie, świdrując uszy widzów wyjątkowym smutkiem i heroinową furią wokalistki. W chłodnej scenografii, na białej scenie otoczonej lekką konstrukcją (scenografia i kostiumy: Ewa Łaniecka), dającą jej oparcie w najtrudniejszych momentach, siedząca wokół widzów „pięciogłowa” Amy wydaje się skończona już dawno, wszak „umierała setki razy”… To jedna z wielu masek, które w swym doskonałym scenariuszu nadała jej Kirsz. Maski innych postaci z otoczenia Amy każą jednak widzom pozostać nieufnymi. Tak musi się dziać, gdy trzeźwość otoczenia zderzy się z NAŁOGIEM, gdy szczera miłość do osoby uzależnionej wymagać musi nie tylko cierpliwości, ale i odkrycia w sobie niezwykłej siły.
Czy taki obraz pasuje do narracji o żydowskich celebrytach? Amy przegrała, jej bliscy nie potrafili jej pomóc w walce z nałogami i wokalistka odeszła ostatecznie dwanaście lat temu. Jako mała dziewczynka, składając podanie do Sylvia Young Theatre School, napisała, że „jedynym powodem, dla którego muszę być taka głośna, jest to, że musisz krzyczeć, aby być słyszanym w mojej rodzinie”. Czy jest coś bardziej żydowskiego niż to wyznanie?
* W tytule użyłem fragmentu wypowiedzi Tony’ego Bennetta (z którym nagrała ostatni duet) – w dokumencie o Amy powiedział: „Zwolnij! Jesteś zbyt ważna... Życie uczy nas, jak je przeżyć, o ile tylko pożyjemy wystarczająco długo”. Sam przeżył 97 lat. Winehouse – siedemdziesiąt mniej.
Aram Stern / Miasteczko. Pismo społeczno-kulturalne, 2/2023