Aktualności
Jesteś tutaj
Aktualności
Krystyna Gucewicz: Sztukmistrz Houdini
Od lat powtarzam do znudzenia, że na Senatorskiej, pod szyldem Teatru Żydowskiego, gra najgorętsza scena w mieście. Intrygująca, współczesna do bólu, artystycznie osobna. Szekspir obok Amy Winehouse - premierowe scenariusze, zaskakujące realizacje. A wszystko to na skrawku podłogi dawnego biura, w coraz modniejszej dziś „przestrzeni butikowej”, która sprzyja intymności odbioru, chociaż od aktorów wymaga niemałej ekwilibrystyki.
U progu lata premiera „odysei magicznej” HOUDINI. Brawurowa żonglerka metafizyką, iluzją, wyobraźnią i czas najzwyklejszej radości. Napisana i wyreżyserowana przez Michała Walczaka, który dał się już poznać w Żydowskim w zwariowanym „Circus Kafka”. Walczak prowadzi teraz Teatr Rampa, a wcześniej uwiódł wszystkich szaleństwem „Pożaru w Burdelu”. Tamten wędrowny cyrk kabaretowy, z musicalem i burleską w tle, szczęśliwie pozostaje jego światem artystycznym.
Houdini jest postacią z tego świata, chociaż istniał naprawdę. Najprościej: magik, legenda iluzji, autor nierozwikłanych tricków i numerów, wydobywał się z każdej opresji i pułapki, nawet podwodnej. Osiągnął wyżyny popularności w Ameryce, był gwiazdą epatującą tajemnicą, sprytem, sprawnością, iluzją. Prawda albo złudzenie, nadprzyrodzone zdolności czy ułuda? Być może nawet elementy hipnozy, ale tego nie wiemy. Trzeba pamiętać, że były to czasy (przełom stuleci XIX i XX wieku), kiedy zainteresowanie magią, parapsychologią, spirytyzmem, telepatią, „mental efektami” stanowiło element kultury elit. Kto wie, może sam Freud na tym zyskał.
Walczak wymyślił salon duchów, seans spirytystyczny, podczas którego Houdini mógłby powrócić jako medium do przyjaciół i własnej żony, niegdyś partnerki scenicznej. Dzięki temu wszystko staje się możliwe. Magia panuje niepodzielnie, mocne wrażenia i podziw to za mało, żeby oddać klimat wieczoru. Katalizatorem emocji staje się aktor niezwykły, pokazujący autentyczne numery Houdiniego, łącznie ze słynnym wydobywaniem się ze szczelnie zasznurowanego kaftana, z kajdanek, nierozerwalnych więzów. Wojciech Rotowski, aktor teatru i filmu, został zaproszony na Senatorską jako magik, certyfikowany pirotechnik, dyplomowany iluzjonista – co jest jego pasją i najprawdziwsza profesją. Jako młody Houdini staje się tajemniczym sztukmistrzem, nie do wiary, czego potrafi dokonać.
A propos: nie do wiary. Nigdy nie zapomnę wrażeń, jakich dostarczały legendarne widowiska „Artyści - Dzieciom”. Kiedy Andrzej Łapicki piłował skrzynię z uwięzioną Gabrielą Kownacką, widownia wstrzymywała oddech. Piłował zawzięcie i przepiłował – głowa tu, nogi tam. Tajemnicę znał tylko król iluzjonistów, maestro Arkadiusz Svengali, nam postał zachwyt i adrenalina. A przede wszystkim podziw, że to wszystko dzieje się naprawdę, obok, na wyciągnięcie ręki. Dziś do wywołania takich emocji zapewne potrzeba by „Diuny” albo – co najmniej – efektów „Gwiezdnych wojen”.
Teatr ma swoje prawa. Ręce same składają się do oklasków. Dla wszystkich i dla każdego – także za sztukę kostiumu (Agata Stanula), muzykę (Andrzej Izdebski). Jednak najpierw aktorzy. To kolejna premiera, kiedy artyści udowadniają, jak plastyczny, wszechstronny jest zespół w Żydowskim. Wybaczą, po prostu przywołam ich nazwiska, choć każdemu należy się więcej niż komplement. Tym bardziej, że pokazują różne wcielenia, bo Walczak obsadza podwójnie (potrójnie), igra konwencjami. Ewa Dąbrowska, Adrianna Dorociak, Adrianna Kieś, Izabella Rzeszowska, Małgorzata Trybalska, Piotr Sierecki, Marek Węglarski i wspomniany już, zaskakujący Wojciech Rotowski.
I to by było na tyle, jak mawiał klasyk. To trzeba po prostu zobaczyć. Chwile z Houdinim w czasach awatarów i IA – bezcenne. A życie bez odrobiny magii - bez sensu.
Przy okazji: coś jest na rzeczy. Czy wiecie, że w Warszawie mamy Muzeum Iluzji?
Krystyna Gucewicz