Aktualności
Jesteś tutaj
Aktualności
Rozmowa z Anną Smolar i Michałem Buszewiczem
Rozmowa z Anną Smolar i Michałem Buszewiczem.
To nie jest laurka – o spektaklu „Aktorzy żydowscy”
Olga Byrska: Co zainspirowało Was do wybrania mikrospołeczności, jaką są aktorzy żydowscy? Dlaczego nie mężczyźni żydowscy, dlaczego nie kobiety żydowskie?
Anna Smolar: Gdy dostałam propozycję zrobienia spektaklu w Teatrze Żydowskim, odczuwałam pewien dyskomfort. Przychodzę do teatru, którego w ogóle nie znam i do którego nigdy nie chodziłam. Reprezentuje on jednak coś bardzo silnego i zajmuje symboliczne miejsce nie tylko na mapie teatralnej, ale przede wszystkim na mapie kultury żydowskiej – tak dzisiaj, jak i kiedyś. Pomyślałam, że chciałabym poznać ludzi, którzy dziś pracują w tym szczególnym miejscu. Wyobrażałam sobie, że siłą rzeczy reprezentują paradoksalną sytuację walki o kulturę żydowską w miejscu, gdzie Żydów właściwie nie ma. Oczywiście, to bardzo skrótowy zarys sytuacji – niedawno, przy okazji otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich „Newsweek” ogłosił „powrót Żydów”, mówi się też o „modzie” na bycie Żydem. Jednak prawda jest taka, że większość aktorów tego zespołu nie ma korzeni żydowskich. Zainteresowało mnie to, jak kształtują swoją tożsamość ludzie, którzy co wieczór wychodzą na scenę Teatru Żydowskiego? Chciałam się dowiedzieć, kim oni są, skąd pochodzą, jaka jest ich przeszłość. Jak wygląda zderzenie ich pochodzenia z miejscem, w którym pracują, gdzie właściwie muszą nałożyć na siebie całkiem nową, czasem zupełnie obcą tradycję? W jakim stopniu czują się oni łącznikami przeszłości i przyszłości, reprezentantami danej kultury, a w jakim – po prostu artystami, którzy wykonują swoją pracę? Podczas konsultacji z Gołdą Tencer miałam przeczucie, że rozmowa na temat aktorów żydowskich może się stać rozmową na temat tożsamości żydowskiej w ogóle, relacji między Polakami a Żydami w Polsce dziś. Wydaje mi się ważne, że w naszej pracy z Michałem skupiliśmy się na teraźniejszości, na współczesnych aktorach, tych którzy dziś pracują w Teatrze Żydowskim. To im chcieliśmy oddać głos – może trochę przekornie i wbrew oczekiwaniom nie mówimy bezpośrednio o przeszłości, naszym punktem wyjścia nie są kwestie dziedzictwa i pamięci. Do refleksji na temat spadku i historycznych wpływów staramy się dojść okrężną drogą, poprzez właśnie opowieść o kondycji i losach współczesnego „aktora żydowskiego”.
Michał Buszewicz: Pojawiłem się w momencie, w którym temat był już określony. Ania poprosiła mnie o napisanie scenariusza, który powstawał „na scenie” od pierwszej próby. Na początku w ścisłym oparciu o wywiady. Przeprowadziliśmy rozmowy z całym zespołem i ostatecznie wybraliśmy do realizacji sześcioro aktorów. Wszystko więc, co powstało, jest w jakiś sposób zakorzenione w tych informacjach, które uzyskaliśmy, a następnie ulega przetworzeniu dramaturgicznemu, ewoluując w stronę nieco bardziej fikcyjną. To, co jest najbardziej inspirujące, to wszystkie okoliczności, jakie determinują zespół Teatru Żydowskiego oraz sposób, w jaki zespół je identyfikuje i opisuje. Począwszy od samej nazwy teatru, która pojawia się na zasadzie skrótu myślowego w tytule naszej sztuki, ale też stanowi paradoks. Zespół tutaj to nie wyłącznie „aktorzy żydowscy”: są oni i aktorami pochodzenia żydowskiego, i aktorami pochodzenia polskiego; aktorami grającymi w Teatrze Żydowskim, ale i aktorami po prostu. Tymczasem to nazewnictwo od razu ustawia ich w konfrontacji ze stereotypem wobec widza czy czytelnika recenzji. Poziom wyobrażeń na temat Teatru Żydowskiego i aktorów Teatru Żydowskiego również jest czymś, co od razu musiało być przez nas zbadane i z czym chcieliśmy się zmierzyć. Całość stanowi silnie inspirujący materiał.
O.B.: Na jakiej podstawie wybieraliście aktorów do spektaklu?
A.S.: Wybór aktorów w dużej mierze niezależny był od „atrakcyjności” życiorysu. Nie chodziło nam o to, by wybrać te osoby, które miały za sobą najbardziej spektakularne drogi. W naszej pracy rozdzieliliśmy dokumentalne zbieranie informacji, emocji, czasem nawet podświadomych przekazów – co było dla nas dość determinujące w podejściu do tekstu – od myślenia o spektaklu jako o tworzeniu świata teatralnego od zera. W naszym wyborze kierowaliśmy się pytaniem, czy dana osoba pozwoli nam na wspólne budowanie nieoczywistego języka teatralnego, czy wejdzie z nami w dialog, czy będzie miała otwartość i odwagę, by budować z nami ten złożony autoportret. Chodzi przede wszystkim o to, że w „Aktorach żydowskich” gramy na bardzo cienkiej granicy między prawdą a fikcją, deformujemy fakty, mieszamy porządki. Z Michałem od początku odnosimy się w naszej pracy do gatunku mockumentu. Wychodzimy z dokumentu, ale przekręcamy go na drugą stronę i bawimy się oczekiwaniami widza, tworzymy fikcję dzięki której łatwiej dotrzeć do nieoczywistej prawdy. Aktorzy jednak cały czas balansują na cienkiej granicy, która może być destabilizująca i wywoływać chęć kontroli nad przekazem, niepokój…
O.B.: „Jak odbierze mnie widz?”
A. S.: Tak, „jak odbierze mnie prywatnie?”, „co z tego zrozumie, i kiedy jestem naprawdę sobą?”. Od początku zakładaliśmy budowanie silnej fikcji – czyli tego, że aktorzy będą się ukrywali za postaciami, aczkolwiek to ukrywanie się jest podważane na każdym kroku.
M. B.: Występują oni pod własnymi imionami i nazwiskami, ale piszą się na nowo. To trochę jak legendarne sprzeczne wersje życiorysu Himilsbacha. Bazując na własnym życiorysie opowiedzieć siebie wobec zespołu i sytuacji pozwalając sobie na, czasem bolesną, autoironię.
O. B.: W tym wypadku jednak chodzi o zespół.
A. S.: Tak, to jest opowieść o grupie ludzi, o tym, jak są od siebie zależni, jak na siebie wpływają, jakie napięcia z tego wynikają. Wiedzieliśmy, że musieliśmy zacząć od rozmów. Stąd też spotkaliśmy się wpierw z całym zespołem, rozmawialiśmy jako grupa. Potem zaczęły się spotkania w parach. Z tych spotkań wyłoniły się liczne narracje, które powoli wytyczyły nam silne tropy.
M. B.: W rozmowach wracały jak refren te same tematy, problemy, niewygody, klincze, determinacje, paradoksy.
A. S.: Spektakl jest silnie oparty na aktorach, dokumentalność stanowi mocny fundament tego spektaklu. Potem poszliśmy od zwierzeń i wyznań w stronę improwizacji zbiorowych i pojedynczych, podczas których aktorzy wyciągali na światło dzienne wewnętrzne konflikty, trudności z definicją tożsamości.
O. B.: Co najbardziej Was zaskoczyło podczas pracy nad spektaklem?
M. B.: Było dużo takich momentów. Na początku przyglądanie się specyfice tego zespołu, długości pracy w jednym miejscu, temu, że prawie wszyscy skończyli tę samą szkołę…
A. S.: Mnie najbardziej zaskoczyła szczerość zespołu. Niektórzy już od początku potrafili bardzo uczciwie dotknąć kwestii tabu: tabu dotycząsych teatru, takie które istnieje w każdym miejscu pracy, a szczególnie w teatrach – jakie są problemy, frustracje, niedosyty, marzenia. Ale też tabu dotyczącego ich stosunku do żydowskości: własnej lub cudzej. Myślałam, że będzie nam trudniej do tego dojść, ale szybko okazało się, że i my, i oni – wszyscy chcą o tym rozmawiać.
O. B.: Czy nie boicie się, że ten spektakl będzie autotematyczny, bo dotyczy niewielkiej grupy osób funkcjonujących tylko w jednym teatrze, i że z tego powodu trudno będzie na niego przyciągnąć osoby spoza środowiska teatralnego lub społeczności żydowskiej?
A. S.: Dwa środowiska to już dużo! (śmiech) Myślę, że może być wręcz przeciwnie – podejście do żydowskości przez pryzmat losów artystów pozwala zmetaforyzować refleksję na temat miejsca Żydów w Polsce. Właśnie perspektywa współczesna wydaje mi się tu kluczowa. Podejmuje się wiele prób opowiadania o tym, co stało się w XX wieku, Natomiast tu mamy możliwość zadania pytania: kim są Żydzi dziś? Kim są Żydzi dla Polaków w XXI wieku? Jak wyglądają nasze wzajemne relacje? To ważne i nieoczywiste kwestie – tym bardziej, że zagadnienie tożsamości żydowskiej obecnie i w Polsce, i w Europie jest trudne do zdefiniowania. Poprzez mówienie o współczesnej tożsamości żydowskiej mówi się też o współczesnych Polakach w ogóle.
M. B.: Jest to ponadto ważny moment dla Teatru Żydowskiego – stoi on w obliczu zmian. Z jednej strony rozlicza się z tym wszystkim, co było dotąd, dokonuje podsumowań, z drugiej – patrzy z nadzieją w przyszłość. Mimo tego autotematyzmu „Aktorzy żydowscy” to też próba odpowiedzi na dość uniwersalne pytanie: „co dalej?”. Co zrobić ze sobą, kiedy przychodzi moment zmian i niepewności, i potrzebujemy budować coś nowego, ale nie wiemy jeszcze, co to właściwie miałoby być i czy na pewno skończyliśmy poprzednie i czy w ogóle chcemy je kończyć? A może to po prostu droga rozwoju? Ten spektakl na pewno nie będzie laurką – jest raczej próbą spojrzenia na to, co jest i zainteresowania się tym co sprawia trudności.