Aktualności

Jesteś tutaj

Aktualności

„Ratujmy Dybuka z Żydowskiego przed zapomnieniem” - Teatr dla Was

2016-10-13

Wraz z utratą siedziby na Placu Grzybowskim, Teatr Żydowski musiał zaprzestać również grania wielokrotnie nagradzanego spektaklu w reżyserii Mai Kleczewskiej. „Dybuk”, bo o nim mowa, to jedno z najgłośniejszych przedstawień ostatnich dwóch lat, nagrodzone Laurem Konrada w Katowicach w roku 2015. Inscenizacja przygotowana przy współpracy z Łukaszem Chotkowskim w licznych podsumowaniach sezonu artystycznego 2015/2016 była wyróżniana w wielu kategoriach, a Magdalena Koleśnik za rolę Lei otrzymała nagrodę im. Andrzeja Nardellego, przyznawaną przez Sekcję Krytyków Teatralnych ZASP. Do rangi zatem niemal symbolicznej urasta udział teatru Gołdy Tencer w Europejskim Festiwalu Teatralnym Eurothalia 2016 w Timosoarze w Rumunii.

Oto co po powrocie z Festiwalu powiedział dramaturg Łukasz Chotkowski:

„Dybuk” w Rumunii został pokazany po wielu miesiącach niegrania spektaklu, co jest związane z obecną sytuacją teatru. Świat sprzed roku nie jest tym światem, który znaliśmy. Zmieniło się wszystko. Od sytuacji aktorów Teatru Żydowskiego, po sytuację na świecie z krążącą białą falą przemocy i eksterminacji. Rumuński pokaz był spektaklem wybitnie szczerym, osobistym, gęstym, ciężkim, wołającym o pamięć, wołającym o dalsze życie, o przywrócenie godności odchodzenia, był też sprzeciwem wobec zapomnienia. Rumuńska publiczność długimi owacjami na stojąco podziękowała artystom za dialog, który aktorzy ze sceny przez dwie godziny z widzami prowadzili.

„Dybuk” według Anskiego pokazany został podczas otwarcia rumuńskiego festiwalu w dniu 7 października w Sali Polivalentă CRAFT w Timisoarze. Grany w języku polskim i w jidysz, tłumaczony był za pomocą translacji w języku angielskim, rumuńskim i niemieckim. Publiczność szczególnie gorąco przyjęła sceny egzorcyzmów, w których Magdalena Koleśnik posłużyła się językiem angielskim.

Oto jak komentowali po premierze spektakl w reż. Mai Kleczewskiej recenzenci Teatru dla Was:

Agnieszka Górnicka: Nieustanne sięganie w przeszłość umożliwiło twórcom zbudowanie spektaklu-palimpsestu, który odsłania przed widzem swoje kolejne warstwy, kolejne wcielenia bohaterów, włączając ich w niekończącą się i zataczającą krąg opowieść o tęsknocie za tym co przeminęło, o potędze miłości i pięknie młodości, która w obliczu śmierci staje się świętością.

Agata Tomasiewicz: Jakimś niesamowitym sposobem samotność Lei, idącej pod chupę z niekochanym człowiekiem, splata się z opowieścią o wędrówce do komór gazowych. Te dwie sytuacje są oczywiście nieporównywalne na poziomie innym niż metaforyczny. Kleczewska egzorcyzmuje dybuka. Pozwala przemówić zmarłym, nie pozwalając jednak ich głosom zainfekować świata rzeczywistego - w spektaklu próżno wypatrywać analizy traumatycznego wyparcia winy przez Polaków czy innej problematyki zwyczajowo związanej z Zagładą w polskim teatrze. Nie bez powodu w pewnym momencie kredowa linia przedziela dwie połacie sceny. To wytyczenie granicy między światami - nie tylko pomiędzy światem duchów a światem żywych, lecz również między kontemplacją a publicystyką. Codę spektaklu stanowi przypowieść o sercu świata. I tylko twarze widzów, odbijające się w wielkim lustrze ulokowanym z tyłu sceny, poszerzają refleksję o aktualne konteksty. Zwierciadło drży pod wpływem fal akustycznych, zacierając rysy widzów. O czym świadczy taki zabieg? O wskazaniu współodpowiedzialności za los Żydów? O biernej obserwacji, która w niektórych okolicznościach może zmienić się we współudział w zbrodni? O wytyczeniu linii kulturowych i politycznych podziałów? Czy takie wydzielenie dwóch orbit ma w ogóle większy sens? Należy się nad tym pochylić. Serce świata zostało być może rozpłatane. W gruncie rzeczy mówimy jednak o naszej wspólnej historii.

Szymon Spichalski: W trakcie trwania spektaklu pojawiają się obrazy Nowolipek, Muranowa, placu Grzybowskiego filmowane z lotu drona… Wśród znanych ulic wciąż kryją się widma przeszłości. Siłą przedstawienia jest próba przywołania pamięci o nich, pozbawiona publicystycznych, ideologicznych wtrętów, oskarżania o antysemityzm, itp. Duet Kleczewska-Chotkowski przypomina o doświadczeniu, po którym spacer po centrum Warszawy nigdy nie był już taki sam.

Wiesław Kowalski: Kleczewska z Chotkowskim, wchodząc wnikliwie pod powierzchnię arcydramatu An-skiego i w jego istotę, otworzyli ogromne pole znaczeń nie tylko literacko-religijnych, ale i czysto teatralnych; podjęli próbę twórczego dotknięcia, zinterpretowania i zdekonstruowania tego, co niesie z sobą tradycja i jej różne odłamy, po to by stworzyć bardzo osobisty i przez to poruszający, momentami też wzruszający spektakl. Twórcy przedstawienia w swoich nawiązaniach i odniesieniach odwołują się nie tylko do żydowskiego folkloru, liturgii czy kabały, ale również do szeroko pojętych zjawisk popkultury, które potęgują siłę i sugestywność konfrontacji tego co jest, z tym co było wcześniej, współczesnego Muranowa z duchami jego zmarłych mieszkańców…. W ten sposób bardzo intensywnie i boleśnie dotykamy tego wszystkiego czym była Zagłada, czym jest śmierć, żałoba, ludzka pamięć i wstrząs po stracie najbliższych. Jest w tym chropowatym scenicznym świecie, z pozoru chaotycznym i nieposkładanym, dramatyczne napięcie i rodzaj trwogi, która zawsze pojawia się na przecięciu świata żywych i świata umarłych.

Wojciech Giczkowski: Spektakl przywołuje nasze lęki i konfrontuje je z pamięcią o tych, którzy odeszli. Konfrontacja potrzebna jest szczególnie młodemu pokoleniu. Może właśnie dlatego pojawia się w spektaklu tyle elementów popkulturowych, które przecież najlepiej przemawiają do wyobraźni młodych: smętny śpiewak, atrybuty lalkarskie na scenie czy kolorowe animacje. Każda droga jest właściwa, żeby pobudzić wrażliwość widzów. Maja Kleczewska powiedziała kiedyś: „do teatru idzie się po to, żeby zanurzyć się w sobie, poczuć coś, czego nie ma się odwagi poczuć w samotności, skonfrontować z demonami. Dlatego zawsze cieszy mnie widz zdenerwowany, bo to oznacza, że pojawiła się emocja, że włącza się mechanizm obronny”. W najnowszej realizacji „Dybuka” jest element sentymentalny, który pozwala odbiorcy uronić w ciemności łzę. Demony widzimy na scenie, w nas rośnie wzruszenie i pozostaje pamięć.

Warto te słowa krytyków różnych pokoleniowo przypomnieć szczególnie w obecnej chwili, kiedy Teatr Żydowski z dnia na dzień został pozbawiony swojej siedziby i tym samym możliwości prezentowania tego znakomitego spektaklu. Miejmy nadzieję, że pojawiająca się szansa grania przedstawień Teatru Żydowskiego w innych miejscach Warszawy, pozwoli również na wznowienie spektaklu Mai Kleczewskiej i Łukasza Chotkowskiego. Tym samym inscenizacja dramatu Anskiego będzie nadal dostępna również dla polskiej publiczności, a nie stanie się tylko wizytówką naszego teatru na zagranicznych festiwalach.